Tło historyczne
Po upadku dynastii Qing tereny cywilizacji chińskiej stały się jednym, wielkim kotłem wojennego chaosu. Była to dla historii Chin sytuacja zwyczajna. Po upadku każdej większej dynastii następował okres kilkudziesięciu lat chaosu, z którego wyłaniał się nowy reżim.
Tym razem chaos i niedola ludzi, którym przyszło żyć w tamtych ciekawych czasach została zwiększona nie tylko przez postęp technologii wojennych, ale i przez aktywne uczestnictwo europejskich mocarstw kolonialnych i Japonii. O ile wpływ europejski osłabł przez to, że państwa te zajęły się swoimi sprawami m.in. tocząc I wojnę światową, to Japończycy byli aktywnym graczem, którego głównym celem była maksymalna destabilizacja sytuacji politycznej. Chaos pozwalał Japonii na prowadzenie bez przeszkód ekspansji gospodarczej, a później też terytorialnej.
Zmagania, jakie rozgrywały się w Chinach, miały zasadniczo czterech głównych uczestników – „pięciu”, jeśli Stany Zjednoczone liczyć oddzielnie. Ponownie „czterech”, jeśli za gracza można uznać niezwiązanych ze sobą wspólnym celem watażków, którzy rządzili gromadą mini-państewek przeważnie na północy Chin. Byli to tak zwani warlordowie. Dla Rządu Narodowego byli oni poważnym utrapieniem, gdyż nadwątlali i tak już słabą legitymizację tego reżimu.
Pierwszym z głównych graczy był Rząd Narodowy, ustanowiony po obaleniu dynastii Qing. Rząd ten był aktywnie wspierany przez Stany Zjednoczone, których pomoc militarna i gospodarcza była często kluczowa. Wyróżniającym się przykładem było wysłanie do Chin eskadry pilotów myśliwskich znanych jako Latające tygrysy. Drugim graczem byli komuniści pod wodzą Mao Zedonga, którzy konkurowali o status legalnego suwerena narodu chińskiego. Trzecim graczem było Cesarstwo japońskie, które aspirowało do roli konkurenta dla europejskich potęg kolonialnych. W warstwie propagandowej Japończycy pozowali na imperium z ludzką (azjatycką) twarzą.
Aspiracje imperialne Japonii
Japończycy są niezwykle specyficznym narodem-cywilizacją. Ich kultura aż roi się od skrajności. Na co dzień emanują grzecznością i pokorą. Ale zdarza się, że od wielkiego dzwonu coś się stanie i nagle pękają w nich więzy krępujących ich na co dzień rytuałów i stają się nieobliczalni. Oczywiście nie sposób przypisać przyczyny zaistnienia wydarzeń w Nankinie japońskiej specyfice kulturowej, podobne bezprecedensowe masakry są w czasie wojen czymś raczej powszednim.
Japończycy, jak każdy silny naród, żył w poczuciu swojej wyjątkowości. U narodów taka wyjątkowość może emanować jako „wizja misji dziejowej”, czy „poczucie dziejowej niesprawiedliwości.” Dla sąsiednich nacji nic dobrego raczej z tego nie wynika. Nie inaczej było i w tym przypadku. Wśród elit japońskich urosły aspiracje do stworzenia imperium kolonialnego na wzór tych europejskich. W XX wieku do tego potrzebne były surowce, siła robocza i kontrola szlaków handlowych. Chiny, pogrążone w chaosie, były najbardziej oczywistym celem przy tak sformułowanych celach.
Japończycy w skomplikowanej sekwencji działań przejęli kontrolę nad bogatą w surowce Mandżurią. Aby polukrować zawłaszczenie tego terytorium, powołali marionetkowe państwo Mandżuko i ustanowili jego władcą członka rodu obalonej kilka lat wcześniej dynastii Qing. Jednak to było za mało. Po incydencie na moście Marco Polo 7 lipca 1937 r. czas gospodarczych i dyplomatycznych rozgrywek prowadzonych w białych rękawiczkach skończył się. Cesarstwo Japońskie rozpoczęło wojskową inwazję na Chiny.
Masakra
Trzynastego grudnia roku pamiętnego... mogliby zanucić Chińczycy wspominając wydarzenia tamtego okresu, gdyby mieli zwyczaj stawiać daty na świeczniku. Po opanowaniu Szanghaju 12 listopada 1937, Japońska Armia Cesarska, wycieńczona zaciętymi bojami o to miasto, ruszyła na Nankin – ówczesną stolicę Chin. Wojskami japońskimi dowodził Iwane Matsui. Zażądał on poddania miasta, jednak Chińczycy postanowili stawić opór. Został on złamany dość szybko i już 13 grudnia zaczęła się okupacja miasta, jego systematyczne plądrowanie i horror jego mieszkańców
Armia Cesarstwa Japonii popadła w amok. Na ulicach działy się rzeczy straszne, przy których okrucieństwo Niemców okupujących Polskę ledwie parę lat później zdaje się dziecięcą igraszką. Żołnierze cesarscy dokonywali gwałtów, ćwiczyli ataki bagnetami na żywych jeńcach, oficerowie współzawodniczyli w ścinali głowy za pomocą swoich szabli katan. Mieszkańcy zostali skrupulatnie obrabowani ze wszystkich cennych rzeczy. Ci, którzy zostali złapani bez przedmiotów mogących paść łupem, byli w zemście bezlitośnie mordowani. Drogi ucieczki z miasta zostały odcięte przez Japończyków - z tego piekła nie było wyjścia.
Po wojnie...
Przez 6 tygodni Japończycy bezlitośnie dokonywali rzezi ludności cywilnej i rozbrojonych żołnierzy. Ocenia się, że zabito w tym okresie około 300 tysięcy ludzi – taka przynajmniej liczba podawana jest przez muzeum Masakry Nankińskiej.
Po podpisaniu przez Japonię kapitulacji 15 sierpnia 1945 oku, przystąpiono do rozliczania tej zbrodni. Podsumowując jej rozmiar sąd rozpatrzył m.in. 28 przypadków masowej zorganizowanej rzezi i 858 przypadków niekontrolowanej. Wśród innych liczb można znaleźć i takie jak 20 tysięcy gwałtów, które przeważnie kończyły się brutalnym zabiciem ofiary.
Już po wojnie powstałą duża kontrowersja w kwestii opisywania tej zbrodni w podręcznikach do historii w Japonii. W 1955 roku wzmianka o tej masakrze została usunięta z podręczników. Stało się to przyczyną protestów zarówno w Chinach jak i na Tajwanie. Protesty na podobnym tle wybuchły w 2005 roku.
Masakra nankińska wpisała się na trwałe nie tylko do podręczników historii, ale i do chińskich umysłów i dusz. Rana zadana narodowi chińskiemu jątrzy się do dziś. Jednym z powodów jest to, że dopiero 15 sierpnia 1995 roku Japonia osobą ówczesnego premiera Tomiichi Murayamy, wystosowała formalne przeprosiny